Jak uczyć dziecko dzielenia się?

Dziennik taty - okładka książki
Zdarza się, że odmówienie przyjemności swojemu dziecku to ciężkie zadanie. Zwłaszcza, gdy wiąże się ono z płaczem i histerią. Ale można nauczyć dziecko dzielenia się! Zobacz tylko jak!
/ 16.02.2011 16:45
Dziennik taty - okładka książki

Nauka dzielenia

Tośka zwariowała na punkcie huśtawki.
Konkretnie tej jednej, która stoi na naszym placu zabaw. Piszę „naszym”, ale poza nami z tego placu korzysta, ja wiem, ze trzysta osób.
No i tu jest kłopot, bo trzeba się dzielić.
Konkretnie wygląda to tak: wychodzimy z domu i już się zaczyna, że ona chce na huśtawce i tylko na huśtawce. Żadne tam zjeżdżalnie, piaskownice, karuzele, pajączki, nic, tylko huśtawka.

Wchodzimy na plac zabaw i Tośka sprintem do huśtawki. A tam dzieci. No to płacz, że ona chce. I że nie chce czekać.
– Tak to w życiu jest, że czasem trzeba czekać – wciskam jej wychowawczy kit.
– Ale ja nie chcę! – odpowiada Tosia i wije się po ziemi. Albo płacze. Albo wiesza się na mojej nodze. Albo po prostu zwyczajnie stoi. Zależnie od nastroju.
Czasem, dość często, ludzie na te jej występy, na tę wyraźnie demonstrowaną huśtawkową pasję, reagują tak, że ściągają z huśtawki swoje dzieci. Nie jestem z tego zadowolony, bo to tylko utrwala w niej przekonanie, że warto się wić i płakać. No ale skoro ludzie tak się zachowują, cóż na to poradzić, prawda?
W końcu huśtawka zostaje zwolniona i Tosia z radosnym okrzykiem: „Doczekałam się!”, gramoli się na krzesełko.
– Wysoko! – komenderuje i jest szczęśliwa.

Bujam ją wysoko.
Problem w tym, że już po chwili ustawia się kolejka i wtedy zaczyna się gehenna numer dwa. Moja oczywiście, bo Tosia nie ma żadnego kłopotu. Ona chce się bujać i już. Wysoko i bez końca. 

Zobacz też : Jak stworzyć silną relację z dzieckiem?

Nauka dzielenia w praktyce

A ja myślę o tym, że trzeba się dzielić. Że inne dzieci, tak jak wcześniej moja córeczka, też chcą się huśtać. Ale ona taka szczęśliwa. Dlaczego mam ją pozbawić tego szczęścia? My czekaliśmy. No dobra, ktoś nam ustąpił, ale ja nikomu nie kazałem tego robić. Mogli się bujać i bujać. To nie moja wina, że wymiękli. Tak sobie powtarzam.

A potem przypomina mi się, jak sam byłem mały, i w środku coś mnie zaczyna boleć. Mam wrażenie, tak mi coś świta, że mój ojciec, w imię zasad społecznego współżycia w sprawach dzielenia się był bezlitosny. Ba, nierzadko miałem wrażenie, że bardziej dba o dobro innych niż moje. A ja tak nie chcę! Nie będę!
No, ale z drugiej strony nie możemy bujać się bez końca. A ci obok, bo huśtawka ma dwa krzesełka, bujają się i bujają. Kurde, i co?

Bujam Tosię i rozmyślam: „Co to jest sprawiedliwość… Jak być sprawiedliwym i nie krzywdzić swojego dziecka… Nie chcę być sprawiedliwy… Jakie to szczęście, że urodził się Franek, teraz będę musiał rozwiązać ten problem, kocham przecież jedno i drugie…”. Z rozmyślań wyrwało mnie wymowne spojrzenie rodzica jednego z oczekujących dzieci. Rozejrzałem się dookoła i poczułem narastającą presję.
– Tosiu, może chcesz do piaskownicy? – zareagowałem instynktownie.
– Nie.
– A może pójdziemy na zjeżdżalnię? Dawno nie byłaś – skoro powiedziałem „a”, trzeba powiedzieć „be”.
– Nie. – I buźka w podkówkę.
– Trzeba się dzielić – konsekwencja przede wszystkim. Poza tym wszyscy patrzą.
– Ale ja nie chcę.
– Dziewczynka ci ustąpiła, teraz ty ustąp chłopczykowi. – Jak ja siebie nienawidzę!
– Nie chcę! – Tosia kurczowo łapie się poręczy, a mnie się robi przykro, że zepsułem jej tak fantastyczne bujanie.
– Trzeba się dzielić, Tosiu. – To nie ja próbuję ją zdjąć z huśtawki i to nie ja używam siły. Ale to ja przytulam córkę i ciepłym tonem wyjaśniam, że tak to już w życiu jest, że się trzeba dzielić. 

Zobacz też : Jak z szacunkiem wyznaczać dziecku granice?

Ona płacze, a ja myślę, że wychowywanie dzieci jest po prostu straszne.

Ona chlipie, a ja myślę, że nienawidzę tej huśtawki.

Ale z czasem idzie nam coraz lepiej.

Przełom nastąpi, gdy pewna mama, kiedy już ściągnę Tosię z huśtawki, bardzo, ale to bardzo jej podziękuje. W imieniu swojej małej córeczki. Tosi zrobi się przyjemnie i potem będzie ten moment powtarzać i celebrować, a ja będę podkreślać to, jak dobrze postąpiła wobec innego dziecka.

Zacznę też mierzyć czas bujania. Dziesięć minut i schodzimy. Dla Tośki to cała wieczność, dla mnie ochrona przed wątpliwościami i poczuciem winy.
I w końcu się uspokoję. Przestanę się bać huśtawki, a ona przestanie mną huśtać. Stanie się zwykłą zabawką. I wiecie, co wtedy nastąpi? Tosi huśtawka się znudzi.

Artykuł pochodzi z książki "Dziennik Taty" wydawnictwa W.A.B.

Redakcja poleca

REKLAMA